Nie tak dawno, pewnego wieczoru w kościele w Wędziagole (Vandžiogala) pojawił się młody mężczyzna uzbrojony w notes i ołówek, który przedstawił się jako dziennikarz „Kauno diena” Saulius Tvirbutas. Interesował go protest organizowany w parafii przy okazji święta miasta Wędziagoły. Inna była rozmowa i zupełnie inny ukazał się artykuł.
Myśl przewodnia artykułu jest absurdalna: proboszcz-Litwin podżega do napięć na tle etnicznym – przeciwko Litwinom!… Łatwo się domyślić, że na ostateczną redakcję artykułu wpływ mieli socjaldemokraci z rejonu kowieńskiego. W informacjach podawanych przez BNS, Delfi oraz inne profesjonalne środki masowego przekazu tego dziwnego wniosku nie zamieszczono.
Miasteczko Wędziagoła jest wyjątkowe z dwóch powodów: tu od kilku stuleci mieszkają ludzie narodowości polskiej. Prawdę tę zaciekle negują niektórzy mieszkający w Wędziagole Litwini i nazywają ją efektem polonizacji. A drugiej strony do absolutnej kontroli wszystkiego dążą tu członkowie Partii Socjaldemokratycznej, którzy rządzą w starostwie oraz w szkole średniej. W wyniku ich działalności miasteczko i parafia znajdują się w tragicznym stanie, a Polacy są bez przerwy krytykowani.
Kiedy przybyłem tu, by przejąć parafię, zastałem ją praktycznie całkowicie zniszczoną – prawdziwe spełnienie marzeń władzy radzieckiej, kpina z ideałów niepodległości. Ołtarz był szary od pleśni. Przy pierwszym spotkaniu z miejscowymi mieszkańcami dało się odczuć również to, czym oni żyją: toczą walkę z Polakami, a tamci się nie poddają. Już wtedy, pomijając zasady przyzwoitości, miejscowa nauczycielka Urbienė zaatakowała Polaków, zaczęła się kłótnia, w związku z powyższym musiałem jak najszybciej opuścić zebranie – ze ściśniętym sercem i ze świadomością, że trzeba będzie zamieszkać gdzie indziej.
W ciągu dwóch lat pracy nie miałem żadnych kłopotów z Polakami, jednakże problemów przysparzali mi niektórzy Litwini – urzędnicy oraz kierownictwo szkoły średniej. Socjaldemokratycznego dyrektora szkoły średniej, którego w samych superlatywach opisał autor wspomnianego wyżej artykułu ani razu nie widziałem ani w kościele, ani na uroczystych obchodach Dnia 16-go Lutego w ub. r., ani na międzynarodowej konferencji poświęconej Czesławowi Miłoszowi, ani też gdzie indziej.
Skąd się wzięli Polacy w Wędziagole i czy to są wrogowie? To jest pytanie zasadnicze.
W oparciu o spis ludności carskiej Rosji historyk Włodzimierz Wakara ustalił, że w 1897 r. w Kownie mieszkało 172 055 Polaków. Przykładowo w Kownie Polacy stanowili 75% populacji, w Wędziagole – 95%, a w Rumszyszkach – 25%. Obecnie w Wędziagole stanowią zaledwie 15 %.
Polacy na Litwie mieszkają legalnie już od czasów Jagiełły, tak jak legalne było małżeństwo ich królowej Jadwigi, unia obu narodów, spowinowacenie szlachty Polski i Litwy oraz wszystkie wypływające z tego tytułu konsekwencje. Polacy na Litwie znaleźli się w sposób naturalny: nie za przyczyną wojny czy okupacji, tylko poprzez wymieszanie rodzin. Zaprzeczanie temu nie ma najmniejszego sensu. Zajęcie Wileńszczyzny w 1919 r. jest zaledwie jednym z późniejszych fragmentów historii, który odegrał zasadniczą rolę w podżeganiu nastrojów antypolskich. Litewscy Polacy tutaj się urodzili, dorastali, to jest ich kraj, dlatego też mają takie same prawa, jak i Litwini.
Absurdalne jest nazywanie ich Litwinami, podczas gdy ich rodzice, dziady i pradziady rozmawiali w domu po polsku i byli wierni polskim tradycjom narodowym. Być może narodowość jest kwestią genów? Ale wówczas problemem by było odnalezienie czystego „Litwina genetycznego”. Chyba że mieszkał gdzieś w głębokiej puszczy. Tam, gdzie się stykają kultury, cywilizacje i ma miejsce współistnienie wielu narodów, tam też dochodzi do wymieszania narodów.
Odważę się zadać, szokujące „smetonowskiego” Litwina, pytanie: czy proces polonizacji, do którego niegdyś doszło, jest jednoznacznym i niewątpliwym złem? Polonizacja i germanizacja plemion bałtyckich były nieodłączną i nieuniknioną częścią historii, kultury i religii, częścią procesu wprowadzającego ludzi mieszkających na terytorium Litwy do cywilizacji zachodniej. Nie ma Litwy bez elementu polskiego, który stanowi o jej tożsamości i jest jedną z głównych jej cech. Na taki stan rzeczy wpłynął wybór litewskich elit narodowych, który stał się częścią składową i cechą naszego narodu i przyniósł więcej pożytku niż strat.
Duma narodowców – prezydent Smetona (czy według litewskich zasad powinno się go raczej nazywać prezydentem Grietinė (po litewsku „śmietana”), który tak zaciekle walczył z elementem polskim, wziął sobie za żonę Polkę – Zofię Chodakowską. Wspomniany już przedstawiciel nieuczciwych mediów Tvirbutas, w trakcie rozmowy ze mną, przyznał się do tego, że pochodzi z okolic Czekiszek (lit. Čekiškė) i że jego pradziadkowie należeli do polskiej szlachty. Wiele rzeczy wskazuje na to, że element polski jest istotny dla narodu litewskiego, a wszystko inne, tak jak na przykład idee „czystej litewskości” są bełkotem i wytworem ideologicznym.
Nie tylko prawda historyczna, ale też elementarna sprawiedliwość nie pozwala godzić się na to, żeby ktokolwiek z powodu swojej narodowości był krzywdzony, ignorowany czy też w jakiś inny sposób niesprawiedliwie ograniczany. Wstawiłem się za Polakami z Wędziagoły nie tylko w imię prawdy historycznej, ale też ze względu na sumienie. W ciągu dwóch lat nasłuchałem się i napatrzyłem się na różnego rodzaju przypadki dyskryminacji Polaków. Poczynając od przezwisk, gróźb, kończąc na przeszkadzaniu w ich działalności, blokowaniu wszelkich inicjatyw w kontekście społecznym. Ponadto, dyskryminacja Polaków i permanentny konflikt uderzają bezpośrednio w miasteczko i parafię, która przestaje być atrakcyjna, a staje się odpychająca, ma złą sławę i której się unika. Wędziagoły nie da się porównać z Zapiszkami (Zapyškes) i Rymgaudami (Rimgaudai), z których pochodzi socjaldemokratyczny mer rejonu kowieńskiego Valerijus Makūnas.
Litwini otwarcie manifestują swoją nienawiść i nieufność w stosunku do Polaków, tymczasem sami aż po czubki uszu toną w głupocie, są zaniedbani i przysparzają sobie problemów. Nie mogę powstrzymać się od opisania historii o tym, jak w 2011 r. obchodziliśmy w Wędziagole święto 16-go lutego. Do południa zebrała się niewielka gromadka Litwinów w podeszłym wieku, dosłownie kilkoro uczniów i dwóch nauczycieli. Pomodliliśmy się w na wpół pustym kościele, postaliśmy chwilę przy pomniku Niepodległości i rozeszliśmy się do domów. Po południu narodowa wspólnota polska zorganizowała alternatywne obchody – świąteczny program, który trwał 4 godziny. Zawierał przedstawienie historyczne, koncert wielokulturowy oraz poczęstunek. Litwini nie mają tradycji wywieszania trójkolorowej flagi, zaledwie kilku „sybiraków” dekoruje swoje domy, państwowy dzień wolny był świętem wyłącznie dla pijaków, dyrektor szkoły udał się na ryby – ale czy to jest wina Polaków?
Z drugiej strony Litwini powinni uczyć się współistnienia z innymi narodami. W ciągu dwudziestu lat prawie milion Litwinów wyjechał do innych krajów. Dotąd nie słyszeliśmy, żeby byli prześladowani ze względu na swoją narodowość w Niemczech, Anglii, Ameryce czy gdziekolwiek indziej. Niestety na Litwie Litwini prześladują Polaków. Nie pomaga ani przynależność do UE, ani polsko-litewski Traktat międzynarodowy, ani Konwencja Praw Człowieka.
Liczba Litwinów bardzo szybko się zmniejsza, ale nie tylko z powodu emigracji, lecz też dlatego, że rocznie wykonuje się aż 20 000 aborcji. Ale czy to jest wina Polaków? W Polsce się z tym ostro walczy. Jeśli się nie wpuści robotników z innych krajów, to wkrótce Litwa nie będzie w stanie się utrzymać gospodarczo. W Wędziagole już teraz mieszka rodzina Chińczyków.
Dopóki mieszkałem w Kownie, nie zastanawiałem się nad sytuacją narodu litewskiego. W Wędziagole zaś załamałem się, gdy zobaczyłem tragiczną sytuację litewskiej wsi socjaldemokratycznej. Niektórzy oskarżają mnie o brak lojalności w stosunku do Litwy. Ale jakże można być lojalnym – parafrazując Vaižgantasa ir Donelaitisa – w stosunku do kraju „nikczemników i gnojków”, którzy sami sobie szkodzą, zaniedbują własne świątynie, gardzą wartościami i ludźmi, pozwalają by zżerał nas rak socjalizmu i nienawiść obywatelska?
Polacy w Wędziagole – to żadna fikcja, oni nie muszą niczego żałować i prosić o pozwolenie do zachowania swojej tożsamości narodowej, nie są wrogami ani Litwy, ani cywilizacji Zachodu. Są tu od stuleci i tworząc środowisko dialektyczne i wielokulturowe, wzbogacają je pozytywnie wpływając na życie społeczeństwa. Kraina Laudy, położona w centralnej Litwie oraz jej specyficzna kultura dały światu laureata Nagrody Nobla – Czesława Miłosza, którego dziadkowie spoczywają na kościelnym cmentarzyku w Wędziagole. Jego życie, podobnie jak życie większości miejscowych mieszkańców, a także twórczość mogą wyjaśnić i odpowiedzieć na pytanie, kim są Polacy dla Litwy i czym byłaby Litwa bez elementu polskiego. Gdyby przyszło mi wybierać pomiędzy polonistyczną litewskością, a litewskością socjaldemokratyczną, czy też schizofreniczną litewskością narodowców, wybrałbym pierwszą, gdyż tu nie ma rozdźwięku z prawdą, tu staje się w obronie wyższej kultury oraz wartości zachodnich.
Jest to odpowiedź proboszcza Wędziagoły ks. Oskarasa Volskisa na artykuł Sauliusa Tvirbutasa pt.„Proboszcz Wędziagoły: Polacy żyją u nas jak w getcie!”, który ukazał się na łamach „Kauno diena” 21 września 2012 r.
http://pl.delfi.lt/opinie/opinie/volskis-litwa-polska.d?id=59627989
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.