„Niczym się nie ciekawiąc tracisz pamięć” – uprzedza nas Johan Volfgang Goethe. Pamięć nie tylko pozwala uhonorować przeszłość, ale też przestrzega, uczy porównywać, oceniać ludzi, ich dobroć. Minęło już ponad 30 lat od tragicznego wypadku, który trudno zapomnieć, utkwił w pamięci. W sierpniu 1988 roku, przed odpustem na Zielną, wróciliśmy z proboszczem księdzem naszej parafii P. Gaižauskasem z miasta i zobaczyliśmy przed kościołem ustawioną trumnę. Dzień był gorący, dlatego z daleka dało się odczuć charakterystyczny zapach. Ludzie, którzy towarzyszyli trumnie powiedzieli, że są to zwłoki Kleofasa Biniewicza.
Został on okrutnie zamordowany w rodzicielskiej zagrodzie we wsi Terespol. Żył tam samotnie, dlatego nie było wiadomo, ile dni minęło zanim ludzie znaleźli jego zwłoki...
Kleofas Biniewicz był nieszeregowym człowiekiem, dlatego moje wspomnienia z dzieciństwa o nim są bardzo wyraziste. Pamiętam, że zawsze przychodząc do nas witał się po polsku zgodnie z katolickim zwyczajem, całował w rękę moją babcię, mamę, ciocię i inne kobiety. Zawsze siadał na ławie przy oknie i opowiadał o wrażeniach ze swoich podróży: dokąd podróżował, co widział i kogo odwiedził. Opowiadał bardzo obrazowo, niczym aktor – z intonacją, gestykulując, dlatego wszyscy słuchali go zauroczeni, wyciszeni. Był ładnym mężczyzną: wysoki, szczupły, z kręcącymi się włosami, ładnie, porządnie ubrany, uperfumowany – wszystkich nastrajał świątecznie. Mnie również podobał się nie tylko jego wygląd zewnętrzny, ale też sposób obcowania. Następnie Kleofas szedł do kościoła by się pomodlić i do księdza na spowiedź. Kilka razy do roku pożyczał u nas drabinę i odnawiał (malował) pomnik z rzeźbą Najświętszej Maryi Panny, znajdujący się na terenie przykościelnym, naprzeciwko kościoła (postawił ją przy grobie swojej ukochanej siostry). Siostra Kazimiera zmarła na wiosnę 1943 roku – zmogła ją gruźlica w wieku zaledwie 28 lat. Kleofas malując rzeźbę NMP zawsze płakał i użalał się nad losem siostry. Mnie, stojącemu obok, opowiadał, jaką dobrą i ładną była jego siostrzyczka. Twarz Kazimierzy – jak NMP…
Kleofas Biniewicz był bardzo wierzącym, naprawdę pobożnym Polakiem. Bardzo szanował swoją mamę Zofię i bezgranicznie kochał siostrę Kazimierę, którą opłakiwał w ciągu całego życia. Chociaż wieś Terespol jest dość odległa od Wędziagoły, Kleofas zawsze pieszo szedł do wędziagolskiego kościoła św. Trójcy na Mszę św. w języku polskim. Bardzo mu się podobały wykonywane pieśni przez chórzystów – Polaków. Zawsze przywoził im prezenty ze swoich podróży. Dużo ofiarował na kościół. W 1957 roku, kiedy poszerzano ołtarze kościelne, sfinansował on rzeźbę anioła, jak też współfinansował zakup obrazów świętych, podarował kościołowi żałobne zasłony. Zawsze wspierał posługujących w parafii księży i służących w kościele. Było to dla niego sprawą honoru.
Później stała się jasna przyczyna jego śmierci: złamana kość piersiowa i połamane żebra. Zabójcy, najprawdopodobniej chcąc go obrabować, torturowali, bili i połamali wszystkie kości klatki piersiowej. Zabójcy nie zostali wykryci. Tak Kleofas Biniewicz zakończył swój ziemski żywot śmiercią męczennika w rodzinnej zagrodzie we wsi Terespol. To był naprawdę wyjątkowy człowiek, nawet po tylu latach zachowany w pamięci. Można z pewnością twierdzić, że ten człowiek jest jednym z tych wielu świętych, o których wie niewielu, nikt nie mówi, ale oni są. Dlatego koniecznie należy przypominać, opowiadać i pokazywać świętych męczenników naszej krainy, jednym z których był nasz rodak Kleofas Biniewicz.
Ryszard Jankowski
Komentarze
Bardzo miło było przeczytać w artykule umieszczonym na stronie tak wiele dobrego o moim krewnym Kleofasie Biniewiczu. Był to brat ojca mojej babci Joanny Biniewicz. Pozdrawiam serdecznie z Polski.